top of page

Ruch, przestrzeń, zmiana


Artykuł, który napisałam na zlecenie agencji Happy&Rich, dla kwartalnika dedykowanego dermatologom - "Cetaphil News" (nr 7).


*****


Zmiana jest odwiecznym prawem przyrody. Truizm nad truizmy, wiem o tym. Lecz choć jest to każdemu teoretycznie znana oczywistość, my ludzie mamy spory problem ze zrozumieniem tego prawa dotyczącego nas i otaczającego nas świata. Dużych trudności nastręcza nam zaakceptowanie faktu, że zmiana dotyczy nie tylko pór roku, następujących po sobie naprzemiennie dni i nocy, zmiany japonek na zimowe kozaki, małego mieszkania w bloku na dom, zmiany koloru włosów z ciemnego na blond. Zmienia się rzeczywistość wokół nas, zmianom podlegają ludzie, których znamy, zwierzęta, miasta, relacje społeczne i sytuacja na świecie. Nieustannej zmianie podlegamy my sami, nie tylko pod względem fizycznym, gdy wraz z wiekiem przybywa nam zmarszczek czy siwych włosów, ale również pod względem psychicznym, gdy wraz ze zmianą mentalności zmieniają się nasze wartości i priorytety. Gdy na bazie wypracowanej na wcześniejszych doświadczeniach intuicji podejmujemy bardziej zgodne ze sobą decyzje, rozpoznajemy sprawniej różnego rodzaju sytuacje i co raz bardziej wiemy dokąd zmierzamy. Płynnej, przechodzącej powoli z jednej formy w inną, nieustannie zachodzącej transformacji podlegamy wszyscy. Choć czasem nie zauważamy jej, zaaferowani zawrotnym tempem codziennego życia, bądź zauważyć nie chcemy. Mając wokół siebie i w sobie tyle nieustająco zachodzących dowodów na to, że zmienność jest zasadą życia, odmawiamy jej praw, unikamy, wypieramy, próbujemy usztywnić i wsadzić w twarde ramy nietykalnych przekonań, których nie potrafimy w żaden sposób uzasadnić. Byle tylko nadać życiu pozory trwałości i niezmienności, czyli de facto martwoty. Ze strachu przed zmianą i świadomością swojej przemijalności, która to jest ostateczną konsekwencją zmiany, zabetonowujemy się w swoich przekonaniach, wyuczonych nawykach. Unieruchamiamy mięśnie mimiczne jadem kiełbasianym (potocznie nazywanym botoksem), by nasze twarze niczym plastikowe, nieruchome twarze lalek wyglądały na wiecznie młode. I stajemy się martwi za życia. Żyjąc w myśl pewnego absurdalnego, ale jakże wymownego powiedzenia: “Pan X ze strachu przed śmiercią zdecydował się popełnić samobójstwo”, odmawiamy sobie doświadczania życia w całej jego krasie, pięknie, brzydocie, euforii, smutku, aktywności, bezczynności i wszystkim, co przynosi.


W niewoli nawyków

Wykształcenie pewnych nawyków na drodze powtarzania, takich jak choćby mycie zębów czy umiejętność prowadzenia samochodu, jest oczywiście przydatne i bardzo ułatwia nam codzienne życie. Dzięki nawykowi nie potrzebujemy analizować każdego ruchu ręki i każdej jednostkowej czynności składającej się na proces szczotkowania zębów. Jest to nic innego, jak proces uczenia się. Nawyki pozwalają odpocząć neuronom i pójść na skróty, a nam w konsekwencji podczas wykonywania nawykowej (wyuczonej) czynności pomyśleć choćby o treści rozdziału ostatnio przeczytanej książki czy o planach weekendowych. I to jest w porządku, na tym bowiem zasadza się wydajność naszego mózgu i ewolucyjna ekonomia. O ile, oczywiście, nie przebiegniemy całego życia na autopilocie i w nieświadomości. Wyuczone lata temu nawyki mogą być wciąż funkcjonalne, ale równie dobrze mogą być “przeterminowane” i bardziej szkodzić nam, niż pomagać. Do nawykowych działań trzeba tu również dodać nawykowe sposoby myślenia, czyli twarde, przyjęte niemalże jako dogmaty przekonania, które przecież dotyczą żywej, wciąż przekształcającej się rzeczywistości, więc i w nich trochę życia być powinno. Za przykład niech tu posłuży odpowiedź pewnego jegomościa na pytanie o to, dlaczego wyrzuca śmieci do lasu, gdy w miejscowości kontenery na śmieci znajdują się przy każdej ulicy - “bo dziadek wyrzucał, ojciec wyrzucał, to i ja wyrzucam - taką mamy tradycję”. Do czego prowadzi brak przeprowadzanej co jakiś czas rewizji swoich nawykowych działań, przekonań czy też wiedzy, na której te przekonania opieramy, widać jak na dłoni. By opłakanych skutków takich zautomatyzowanych, bezrefleksyjnie przyjętych punktów widzenia i poczynań uniknąć, potrzeba zatrzymać się co jakiś czas na chwilę, przyjrzeć się temu co robimy, przyjrzeć się skutkom swoich działań i poglądom, na których je opieramy. I nie utożsamiać swoich opinii z sobą samym, czyli nie budować warownej twierdzy przekonań dla swojego kruchego i zagubionego ego. Nie jesteś bowiem swoimi przekonaniami, a stanowią one jedynie fragment twojej osobowości i podlegają zmianie. O ile sobie na tą zmianę pozwolisz. Trzymać się uparcie raz wypracowanych poglądów jako gwaranta integralności swojej osobowości to jak nosić przez całe życie jedną parę majtek i nigdy jej nie zmieniać, by przypadkiem nie utracić swojej indywidualności opartej na gaciach. Jak takie noszone przez całe życie jedne gacie wyglądają, każdy potrafi sobie wyobrazić. Adekwatnie prezentują się gaciowe przekonania.


Oceny i etykiety

Usztywniając się w swoich niezmiennych opiniach, usztywniamy swoje myślenie, sposoby działania, a nawet ciała. Ciekawym dla mnie spostrzeżeniem jest to, że im osoba bardziej sztywna i sparaliżowana w swoim sposobie myślenia, tym większą robotyczność ruchów wykazuje, mniej w jej ruchach swobody i gracji, a większa sztywność mięśni. Brak równowagi między napięciem mięśniowym a gibkością ciała, co prowadzi do braku naturalności w poruszaniu się.

Poprzez paraliż przekonań pozbawiamy się spontaniczności, żywotności, naturalnej zdolności reagowania na zmieniającą się sytuację. Odmawiamy sobie autentyczności i zawężamy repertuar swojego życia. Uznając swoje poglądy za jedyne prawdziwe i słuszne, przestajemy postrzegać i przeżywać życie w całej jego różnorodności. Tracimy zdolność zarówno analitycznego, jak i syntetycznego myślenia. Z ograniczającymi pole widzenia przekonaniowymi klapkami na oczach postrzegamy rzeczywistość tunelowo i jednowymiarowo. I przez to tracimy zdolność łączenia kropek, wysnuwania wniosków, weryfikowania źródeł informacji. W zamian wdajemy się w przekonaniowe wojny z innymi zwolennikami noszenia jednej pary majtek przez całe życie, tyle że nie w paski jak nasze, a w kwiatki. Nie chcemy poznać sposobu myślenia kogoś, z kim nie mamy zgodności w poglądach, nie chcemy zrozumieć kierujących nim racji. Jedyne czego chcemy to udowodnić, że majtki w paski są jedynymi właściwymi i pożądanymi, bo są w paski i są nasze. Opierając na tak drętwej, kompletnie nieelastycznej optyce swoją tożsamość, nie sposób nie wytworzyć sobie systemu etykiet i szybkiego oceniania. By bronić opartego na przekonaniach konstruktu swojej tożsamości trzeba bowiem mieć dobrze opracowany system wczesnego wykrywania wrogów, a wrogiem - wiadomo - jest każdy, kto myśli inaczej. Ba, nawet każdy, kto ośmieli się na swoich gaciach w paski dorysować jeden kwiatek, bądź na gaciach w kwiatki dostawić kilka pasków. Sztywność w poglądach musi być, albo paski, albo kwiatki. Nie ma zgody na to, by coś poza zero-jedynkowe postrzeganie świata wykraczało. Wszystko, co niedookreślone, jest zagrażające. Niezdecydowany w swoich poglądach to wróg. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Nie masz myśleć samodzielnie, masz myśleć tak jak my. A najlepiej załóż gacie w kwiatki albo w paski i nie myśl w ogóle. Gacie w słoneczniki (kwiatki i paski) nie wchodzą w grę, bo będziesz miał wrogów po obu stronach. Białe albo czarne, paski albo kwiatki. Powtarzaj jak papuga to, co głoszą pasiaści bądź kwieciści (w zależności od opcji, którą wybrałeś). Nie podważaj słuszności działań swojej frakcji, nie krytykuj. Każda krytyka swojej frakcji bądź wskazanie czegoś słusznego, co robi frakcja przeciwna, jest przejawem zdrady. Ślepe posłuszeństwo i żadnego wolnomyślicielstwa, albo z nami, albo przeciwko nam. Czy naprawdę w takim świecie chcemy żyć?


Tu i teraz jest życie

Każdy z nas intuicyjnie wyczuwa, że życie, które dzieje się TERAZ jest życiem takim, jakim ono jest w swej naturze - ulotnym, nietrwałym, upływającym minuta po minucie. By uciec od rzeczywistości życia, uciekamy w wyobraźnię, przełączamy swoją świadomość z doświadczania chwili obecnej na myślowe kreowanie przyszłości bądź ucieczkę w minione czasy.

Im bardziej obawiamy się konfrontacji z trudną prawdą o przemijalności naszego życia, tym bardziej uciekamy od rozgoszczenia się w teraźniejszości i smakowania życia chwila po chwili, minuta po minucie, dopóki ono płynie. Tym bardziej próbujemy zapełnić sobie czas po brzegi kolejnymi zadaniami do wykonania, aktywnościami, celami, podróżami, zakupami (wstaw cokolwiek). I nie o to chodzi, że podróżowanie, aktywności czy stawianie sobie celów są same w sobie niewłaściwe. Chodzi o motywację, która nas ku nim kieruje. Może nią być ciekawość życia, chęć poznawania, doświadczania, przeżywania, sprawienia sobie przyjemności, ale równie dobrze może to być kompulsywne działanie ucieczkowe od niepożądanych myśli, od strachów, od lęków. Taka motywacja “od” jest niczym nałóg, którego celem jest przyniesienie chwilowego zapomnienia, znieczulenia na bolączki duszy. Motywacja “od” nie rozwija nas jako ludzi, nie przynosi refleksji, nie wnosi do życia spokoju i szerszej perspektywy. Przynosi coraz większy strach i coraz większe pragnienie, ponieważ ulga jest tylko chwilowa, a działanie bardziej nawykowe i maniakalne, niż świadome. Bez konfrontacji z tym, co nas przeraża, nie okiełznamy swojego strachu, nie pogodzimy się z rzeczywistością i nie odnajdziemy w niej spokoju. W takiej, jaką jest.


Pozwolić na przepływ, pozwolić na życie

A gdyby tak zrobić krok w bok, by z odrobiną dystansu przyjrzeć się swoim motywacjom, emocjom, strachom, wydarzeniom na światowej arenie, sytuacji w pracy, na podwórku, w relacjach. Wziąć oddech, wpuścić trochę powietrza, nabrać dystansu. Wysłuchać dwóch stron by zrozumieć, bez idealizowania jednej i demonizowania drugiej. Czasem nawet na znaną sobie od lat osobę spojrzeć świeżym okiem, porzucając swoje dotychczasowe przekonania na jej temat i to, co zwykliśmy o niej myśleć. Popatrzeć, posłuchać i dopuścić do siebie niewygodną myśl, że ten człowiek nie jest już tą samą osobą, jaką go pamiętam. Jest w nim mieszanka tego, co mi znane i tego, co zupełnie nowe. Tak jak i we mnie jest trochę starej mnie i trochę nowej. Nie jestem już tą samą osobą, którą byłam dwadzieścia czy dziesięć lat temu. Zauważyć ten proces, zaakceptować i dostrzec jego wartość. Poddać się tej naturalnej ewolucji wszelkich form i mieć w sobie zgodę na to, by inni także ewoluowali. Stawać się dzień po dniu, płynnie i łagodnie. Być może z niektórymi ludźmi rozminiemy się na polu wartości, być może z niektórymi znajdziemy wspólny język. Być może to nowe w człowieku, którego uważaliśmy za znanego sobie dobrze, otworzy nam oczy i serca na fakt zmiany zachodzącej nieustannie w całym świecie ożywionym i nieożywionym. I pozwoli zaakceptować fakt nietrwałości i zmienności, bez strachu, ale i bez owijania w bawełnę. Jesteśmy istotami ulotnymi, mamy swój czas i przestrzeń, przychodzimy i odchodzimy. Codziennie wieczorem zasypiamy z nadzieją, że o poranku obudzimy się na nowo. Bez względu na to w jakim zakątku świata i w jakich warunkach żyjemy, w co wierzymy i w co nie wierzymy, w jakim języku się porozumiewamy, na podstawowym poziomie jesteśmy wszyscy tacy sami i zmagamy się z podobnymi dylematami dotyczącymi naszej egzystencji. Nasze ciała i umysły podlegają niekończącemu się procesowi zmian, od pierwszego do ostatniego oddechu. Procesowi zmian, który jest źródłem życia.

19 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page